agnieszka sajda

 

ur. 1971 r. w Krakowie
absolwentka krakowskiego PLSP (dyplom 1991 r.)
dyplom na wydziale malarstwa w pracowni Prof. Z. Grzybowskiego w 1996 r. w krakowskiej ASP

Wybrane wystawy:

  • „Videohistorie” Galeria Instytutu Buickleina 1994 r.
  • „Artystyczne lato - 95” BWA 1995r.
  • Udział w zbiorowej wystawie malarstwa, Pałac Sztuki 1996 r.
  • Udział w zbiorowej wystawie malarstwa w Centrum Wystawowo Konferencyjnym na Wawelu 1997 r.
  • Wystawa indywidualna w Galerii „Na Pięterku” MOK Kraków 1998 r.
  • Udział i współpraca przy organizacji imprezy artystycznej pt. „Koń Amore” — „Strefa22”, Kraków 2000 r.
  • Udział w wystawie " Świetni czterdziestoletni"  Galeria Olympia , Kraków X 2012 r.
Wystawy indywidualne:
  • Galeria Dominik Roztworowski 2005 r.
  • Galeria Przedział 2007 r.
  • Nova Arteria Concept Store 2012 r.

W przypadku malarstwa Agnieszki Sajdy można zasadnie mówić o jej prywatnej legendzie sztuki gdyż wplata się ona, a także okazyjnie i dramatycznie włamuje w jej życie. Stąd w tej biografii, artystyczno — bytowej nie mamy do czynienia z jakimś metodycznie potraktowanym rozwojem, lecz z mozaiką chwil naznaczonych malarską nostalgią — wspomnieniem ze studiów na ASP oraz z malarskimi incydentami inspirowanymi literaturą, sztuką i osobistym przeżyciem w natchnieniu. Jej twórczość przybierała różne formy przestrzenne, by w końcu skoncentrować się na pojedynczym obrazie jako również obiekcie przestrzennym wpisanym w relacje z jej ciałem malującym. Manifestuje się to zarówno nieprzypadkowym formatem jej płócien — polem działań jak też i samym obrazem jako obiektem mającym swój „cielesny” trzeci wymiar w postaci malowanych obrzeży blejtramu będących integralną składową całości kompozycji. Agnieszka przywołuje malarstwo akcji i gestu gdzie ciało artysty odgrywało podobną rolę zostawiając ład na płótnie. Dotyczy to także gestualnego sposobu kładzenia przez nią palmy barwnej, która gdzieniegdzie „rozlewa się” czy „rozpryskuje” bądź przybiera postać kaligrafo — podobną otwartą na przypadek.

Jednak złożoność inspiracji artystki (płynącej często z literatury) nie pozwala jej poprzestać jedynie na swobodnej improwizacji. I tak, swoje malarskie emocje wpisuje ona w nieco bardziej subtelne opracowania kolorystyczne, uzupełnia delikatnym rysunkiem nadając im tym samym różne klimaty. Jej obrazy z pozoru jedynie wydają się być abstrakcyjnymi. Jednak przy bliższym wejrzeniu odkrywamy formy plastyczne odniesione do pejzażu i postaci. Lecz pozór malarski Agnieszki ma jeszcze inny sens w pełni przez nią jako autorkę akceptowany. Chodzi mianowicie o dopuszczenie wielości odczytań i skojarzeń związanych z tymi obrazami, a płynących z przyjemności ich oglądania. Każdy z nich jest przecież tak inny.

Agnieszka zaznacza przy tym,że bywa, iż owe skojarzenia pokrywają się u różnych osób. Przykładowo, mający być obrazem zatoki z lotu ptaka, obraz z zielonym kształtem skojarzony został przez kilka osób niezależnie od siebie z żabim udkiem. À propos, Agnieszka nie tytułuje swoich obrazów, ale jak stwierdza w rozmowie, nie miałaby nic przeciwko temu by podejmując wyzwanie zatytułować ten obraz zgodnie z powyższym skojarzeniem. Kończąc swoją wypowiedź na temat obrazów Agnieszki jeszcze raz spoglądam na niektóre z nich wysłane mi pocztą komputerową i snuję jak najbardziej wolne skojarzenia. Oto na przykład obraz mający przedstawiać kapelusz jednej z bohaterek powieści Haruki Murakami „Kronika ptaka nakręcacza”.

I tak, w rysunku odnajduję coś z japońskiego wachlarza bądź erotycznego obrazu o kształcie plisowanej spódniczki coś jak u Bellmera? Jak również coś z postmodernistycznej japońskiej Manghi, buddyjskich malowideł w jaskrawych kolorach, (które swego czasu Agnieszka kopiowała) w połączeniu z pollockowskim drippingiem, (co ma miejsce w twórczoci — jak go nazywają — „japońskiego Warhola”, czyli Takahashi Murakami). Za wszystko to przefiltrowane przez, i tu cytat z recenzji książki Harukiego Murakami autorstwa Heleny Zaworskiej: „(...) nierozpoznaną do końca tajemnicę każdej osobowości, złożonej ze sprzecznych, walczących ze sobą, wiadomych i podwiadomych cech natury ludzkiej.” Czyli kolor, rysunek, kształt i kompozycja całości nie do końca kontrolowana w spotkaniu z wyobraźnią wplątaną (przez obraz) w „kłębowisko wszelakiej dziwności istnienia.” (H. Zaworska). Tak bym to ostatecznie ujął.

Antoni Szoska
z początkiem wiosny 2005 r.